środa, 21 stycznia 2015

Silly little girl


To śmieszne.

Ludziom wydaje się,  że po przekroczeniu pewnej bariery wiekowej z automatu staną się doroślejsi, lepsi, mądrzejsi.  Wydaje im się, że dostaną jakieś dodatkowe punkty jak za ukończenie kolejnego levelu. Ludzie są naiwni. Traktują dorosłość jak awans społeczny, wyczekują jej jak pies nagrody. Wierzą, że to coś koniecznego do spełnienia, do osiągnięcia sukcesu.

Dorosłość nie jest niczym danym ludzkości za darmo. Na dorosłość trzeba sobie zapracować. Musi być okupiona utratą naiwności, bólem porażki, zawiedzionymi oczekiwaniami, zarzuconymi marzeniami. Dlatego uważam, że ludzie związani w jakikolwiek sposób z szerokopojętą sztuką nigdy nie będą w pełni dorośli. Muszą zostawić w sobie jakiś ułamek dziecka, jakiś pierwiastek naiwności, wiary i nieracjonalnej nieświadomości świata. Inaczej nie potrafiliby działać. Inaczej ich dokonania nie wzbudzałyby w nas żadnych emocji. 
Gdyby ludzie odważyli się nie być w pełni dorosłymi świat byłby piękniejszy. Gdyby przestali szukać wymówek. Racjonalizować. Zwalać winę na świat.

To nie świat, a wiedza o świecie zabija w nas dziecko. 

Nie chcę wiedzieć wszystkiego o świecie, choć chcę go poznawać - tak, jak dziecko poznaje nowe słowa. Kształty. Litery. Uczyć się nowych, nieznanych mi pojęć. Figur. Chcę go zwiedzać, przemierzać, badać. Ale nie chcę wiedzieć o nim wszystkiego. Nie chcę wiedzieć wszystkiego o ludziach. 

Nie wierzę w to, że dorosły potrafi być po prostu szczęśliwy. Owszem, człowiek, który poznał już zasady rządzące tym światem może być szczęśliwy, ale nigdy nie będzie to proste szczęście.  To będzie bardzo skomplikowany układ równań, proporcja, system.  Dedukcja. Eliminacja. Logika. Najpewniej dorosły potrafi być bardziej szczęśliwy niż dziecko, bo przecież nikt nas tak nie oszuka, jak my sami. Wmówimy sobie wszystko. 

Panowie, czy naprawdę wolicie twardo stąpające po ziemi kobiety? Czyż ta wariatka bujająca wciąż w obłokach, z głową w chmurach nie  jest stworzeniem o wiele bardziej interesującym - takim od którego nie potraficie oderwać wzroku? Czy nie ciekawi Was co dzieje się w jej głowie, jakie procesy tam zachodzą? Czyż kobieta oderwana lekko od rzeczywistości nie jest po prostu ciekawsza? Pozornie deklarujecie swoje uznanie dla pań świadomych i rzeczowych, wydają mi się one jednak niezwykle nudnymi na dalszą metę. Lubicie przecież nas ratować.  Tłumaczyć. Być ważnym filarem? 

Zastanówcie się dlaczego kobietom miękną kolana przy muzyku, malarzu, poecie? Dlaczego wasza ambitna praca w korpo, w której wypruwacie sobie żyły nie działa jak magnes na płeć piękną? 

Dzieje się tak bo bycie dorosłym nie jest w żadnym stopniu pociągające. Nie sprawia, że przyspiesza Wam tętno, nie budzi emocji. Jest potrzebne, ale w głębi duszy każdy z nas chce od tego uciec. Potrzebujemy dziecka, marzyciela, kogoś, kto nie boi się podjąć ryzyka, kto przyprawi nas o dreszczyk emocji. Jeśli my sami jesteśmy już dorośli za bardzo - szukamy tego w partnerze. 

Ja nie wstydzę się więc bycia 'silly little girl'.

Zastanawia mnie jednak dlaczego zazwyczaj pary dobierają się na zasadzie przeciwieństw? Dorosły z niedorosłym. Nerwus ze stoikiem. Maczo ze skromną dziewczyną. 

Ta kwestia pozostaje do przemyślenia.